zaczął znowu przeciskać się przez tłum, w stronę kaplicy, zbliżył się do ławki podsędków i — odwróciwszy się tyłem do Krukowskiego, zaczął żywą rozmowę z panną Eufemją.
Krukowski, obok Madzi, zachowywał się tak, jakgdyby go nic nie obchodził ani Miętlewicz, ani jego śmiały atak na pannę Eufemję. Natomiast postępowanie Miętlewicza zaniepokoiło młodego blondyna z grzywką, w pocztowym uniformie. Przetarł oczy, rozsunął grzywkę nad czołem, jakby niedowierzając nietylko swoim zmysłom, lecz i wnioskującym zdolnościom. Ale gdy spostrzegł, że Miętlewicz coraz poufałej rozmawia i coraz czulej spogląda na pannę Eufemję, i gdy jeszcze zauważył na jej cudnem obliczu odcień zadowolenia, roześmiał się gorzko i z gwałtownemi ruchami opuścił świątynię.
Wszystkich tych, z szybkością błyskawicy następujących po sobie wypadków, Madzia nie dostrzegła, pogrążona w wizji, wobec której zniknął dla niej świat rzeczywisty. Nie słyszała, że na chórze, skutkiem niepojętej omyłki, głosy męskie zaczęły inną pieśń, a głosy żeńskie inną, co wywołało taki zamęt, że organista schwycił się za głowę, pobożni zaczęli spoglądać na chór i nawet obejrzał się zgorszony proboszcz. Nie widziała, że major nagle wyskoczył z ławki, że dziadek w czerwonej pelerynce obudził podsędka, i że przy wielkim ołtarzu ukazał się baldachim w formie parasola, który niósł rejent, staruszek, mający długi nos, wiecznie zdziwione usta i nadzwyczajnie wysokie kołnierzyki, podwiązane kolosalnym białym halsztukiem. Dzięki temu halsztukowi, dymom kadzidła i oświetleniu, które z okna padało mu na twarz, rejent chwilami wyglądał jak cherubin, mający bardzo podeszłe lata i bardzo małe skrzydła. Przynajmniej takie wrażenie robił na pani rejentowej, która zawsze wpadała w ekstazę, ile razy jej mąż dźwigał nad celebrantem baldachim, ukazując zdziwioną twarz, to z jednej, to z drugiej strony pozłoconego drążka.
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 02.djvu/038
Ta strona została uwierzytelniona.