sztą — nie mówmy o tem... Zrobię ci propozycję: załóżmy obie do spółki szkołę elementarną... sama nie wydołam...
Panna Eufemja zawahała się.
— Moja droga... moja Madziu — odparła — ale... co świat o tem powie?...
Nagle twarz jej zajaśniała energją i zapałem.
— Owszem!... — rzekła, podając Madzi rękę. — Należę do spółki... Niech się to raz skończy... Nie chcę wiecznej kontroli nad sobą... nie chcę targować się z mamą o każdy grosz, wzięty na drobiazgi... o każdy ukłon, oddany komuś na ulicy... Założymy pensję... Przełożone pensyj bywają w towarzystwach.
— Nie szkółkę elementarną? — spytała Madzia.
— Lepiej pensyjkę dla panienek z lepszych domów... Zbierze ich się sporo... I nawet powiem ci: od jutra zacznijmy szukać lokalu... Będziemy mieszkały przy pensji, bo ja nie wytrzymam w domu...
— Tak... lokal najpierwsza rzecz... Weźmiemy dwa obszerne pokoje...
— I dwa malutkie dla nas — dodała panna Eufemja.
— Trzeba kupić ławki, takie jak były u nas, ażeby dziewczątka nie pochylały się i nie psuły oczu...
— I elegancko wytapetować całe mieszkanie — wtrąciła panna Eufemja. — Miętlewicz dostarczy...
— Dwie tablice... dwie katedry... Aha, najważniejsza rzecz: rysunki i okazy do metody poglądowej...
— Mebelki do mego pokoju mam bardzo ładne — mówiła panna Eufemja.
— A, i jeszcze zapomniałam najważniejszej rzeczy: muszę wziąć pozwolenie od dyrekcji.
— Doskonale!... Awantura będzie z mamą okropna, ale raz się to wszystko złamie. Przytem, jestem pewna, że ojciec mnie poprze — zakończyła panna Eufemja, ściskając Ma-
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 02.djvu/052
Ta strona została uwierzytelniona.