Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 02.djvu/059

Ta strona została uwierzytelniona.

siąt, Eisenman dwadzieścia, a ja osiemdziesiąt pięć rubli za jeden dzień!...
Potem krzywili się na mnie wszyscy, i Żyd, i panowie, ale ja już miałem o co zaczepić ręce, a kiedy zacząłem prowadzić interesa — chodzą do mnie i Żydzi, i panowie, bo każdy wie, że dam zarobek, choć siebie nie skrzywdzę.
— Szkoda, żeś nie żył za moich czasów — odezwał się major — zrobiłbym cię ekonomem mego bataljonu. Ale za takie kupno bułanków dałbym ci czterdzieści batów, nie rubli...
— Ha, trudno! proszę pana majora — odparł, dumnie oglądając się pan Miętlewicz. — Dawniej były inne czasy, a teraz są inne czasy. Co kraj, to obyczaj...
I roześmiał się ze swego dowcipu.
Podwieczorek zjedzono i wypito, goście rozeszli się po ogrodzie, panna Eufemja o czemś szeptała ze swym ojcem, podsędkiem. Do osamotnionej chwilowo Madzi zbliżył się pan Krukowski i stanąwszy w kornej postawie, jakby go bardzo krzyż bolał, szepnął wzruszony:
— Jak pani musi mną pogardzać, panno Magdaleno!...
Madzia zadziwiła się.
— Ja panem? — rzekła. — Boże mój! i za co?... Taki pan dobry, taki delikatny...
— Ale ten upakarzający stosunek do siostry, z którego śmieje się — nawet — pan Miętlewicz... A to protegowanie mnie przez pana majora, który czasem traktuje mnie tak lekko, że doprawdy... Lecz niech pani wejdzie w moje położenie: czy mogę żądać satysfakcji od starca, albo opuścić chorą siostrę?... Okropną jest ta wieczna małoletność!... Ja czuję, że ludzie sądzą mnie surowo, ale cóż zrobię?...
Mówił to zadyszany, łamiąc delikatne ręce i z trudnością hamując się od płaczu.
— Prawda, pani, jaki ja jestem śmieszny, niedołężny?... — dodał.