— Eh!... jużeś pan ze dwa razy odebrał swoje pieniądze... — mruknął stolarz, plując za koryto.
— Dzień dobry, panie stolarzu! — zawołała Madzia.
Teraz konferujący spostrzegli obie panienki i przerwali rozmowę; Żydek zniknął w sieni domu, a stolarz zbliżył się do płotu. Poza brudną koszulą majstra widać było skrzywioną i zaklęśniętą klatkę piersiową, a na rękach rozdęte żyły.
— Przyszłyśmy się zapytać pana — mówiła Madzia — coby kosztowały ławki szkolne?... Wie pan, takie ławki, przy których siedzą dzieci w szkole...
— Wiem. Pulpit do pisania, a przed nim ławeczka.
— Właśnie. I jeszcze muszą być pomalowane na czarno, albo na żółto, jak pan zechce... I ile może kosztować taka ławka dla czworga dzieci — mówiła Madzia.
Stolarz zamyślił się.
— Czy ja wiem — odparł, spuszczając głowę. — Z piętnaście rubli...
— Jezus!... Marja!... panie stolarzu — zawołała Madzia. — Więc za dwadzieścia pięć ławek musiałybyśmy zapłacić blisko czterysta rubli.
— Dwadzieścia pięć?... — powtórzył stolarz i zaczął wichrzyć sobie włosy. — Czy ja wiem?... To może wypadnie po dziesięć rubli sztuka...
— Ależ, Madziu, niema co mówić z tym panem — wtrąciła niecierpliwie panna Eufemja. — Pójdziemy do Holtzmachera i zrobi nam...
— Do Żyda... — spytał stolarz, patrząc na nią zapadłemi oczyma. — On i tak potrafi zarobić... No, jeżeli dwadzieścia pięć ławek, to po... po pięć rubli... Taniej nie wezmę...
Panny spojrzały na siebie, wymieniły kilka słów po francusku i — odeszły, zapowiadając, że wrócą tu, skoro się namyślą. Stolarz ciężko oparł się o płot i patrzył za niemi, a z sieni wychylił głowę Żydek, widocznie pragnąc skończyć rozmowę. Zaczął ją jednak od słów:
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 02.djvu/070
Ta strona została uwierzytelniona.