— Witam panie!... co za szczęśliwy traf!...
— Aaa... nie spodziewałam się, że pan jest tak niegrzeczny, panie Miętlewicz. Niechże pan poda rękę Madzi... widzi pan, jaką ona złą drogę wybrała — rzekła panna Eufemja półgłosem. I musiała doznać uczucia triumfu, przekonawszy się, z jakim pośpiechem rozkaz jej został wykonany. Pan Miętlewicz bowiem w okamgnieniu stanął przy Madzi i z równą umiejętnością jak poświęceniem, zaczął przeprowadzać ją po kamykach na drugą stronę wielkiej kałuży.
— Panie Krukowski, niechże pan przeprowadzi pannę Eufemję!... — rzekł Miętlewicz do pana Ludwika, który, jakby zdziwiony, zbliżył się do podsędkówny.
— Może panu zrobi to kłopot?... — rzekła, rumieniąc się, cudna Eufemja. — W takim razie obejdę naokoło, albo poproszę pana Miętlewicza...
— O, pani!... — szepnął wykwintny kawaler i z wdziękiem dotknąwszy kapelusza, zaczął pannę Eufemję przeprowadzać po kamykach.
Jeżeli pan Krukowski wątpił o nikczemności męskiego serca, to podczas krótkiej przeprawy mógł sprawdzić, że serce męskie jest nikczemne. Opuścił aptekę dla Madzi, biegł przez rynek za Madzią i był pewny, że ją przeprowadzi przez kałużę.
Dużo wycierpiał, zobaczywszy, że Miętlewicz podaje rękę jego ubóstwianej i — z niechęcią zbliżył się do panny Eufemji, która już od sześciu tygodni była mu całkiem obojętną.
A jednak — gdy machinalnie spojrzał na węgierskie buciki panny Eufemji, gdy zobaczył skraj rurkowanej spódniczki, gdy trwożne dziewczę kilka razy w ciągu przeprawy mimowolnie ścisnęło go za rękę, pan Krukowski... oddał uścisk za uścisk!... Owszem, przy każdym kamyku sam już zaczął ściskać pannę Eufemję, czując, że opanowuje go coraz większa tkliwość na widok jej bucików i śnieżnej białości falbanek.
Prawda, że gdy oboje znaleźli się na stalszym gruncie,
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 02.djvu/072
Ta strona została uwierzytelniona.