Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 02.djvu/092

Ta strona została uwierzytelniona.

czy: o wędrownych aktorach. Siedział zatem, milcząc, a chora dama prawiła:
— Daj koncert, kiedy tego chce i... żeń się, tylko prędko, gdyż czuję, że umrę wśród tych pomarszczonych twarzy, a jeszcze więcej — zeschłych serc... Nie wiem, jak zrobić: czy oddać wam drugą połowę domu, czy lepiej, ażebyście w tej ze mną mieszkali...
— Czy podobna, siostruniu?...
— Jakto, czy podobna?... Pokój, który zajmujesz obok mojego sypialnego, jest tak obszerny, że mogłyby w nim mieszkać ze cztery osoby, a nie dopiero młode małżeństwo. Ja przecież nie mogę zostawać na noc sama, bez żywej duszy obok... Jeszczeby mnie zamordowali...
— Ależ, siostruniu...
— Ach, no!... tak... — odparła dama po namyśle. — Tak, musicie mieć osobne mieszkanie, rozumiem to... Ale powiem ci, że i ja w tej pustce nie zostanę sama... Któreś z was, — ty, albo ona, musi czuwać nade mną. Więc umówcie się: jednej nocy ty będziesz spał w pokoju obok mnie, a drugiej ona... To was nie utrudzi; nawet wypada, ażeby małżonkowie dzielili się nietylko mojemi dochodami, ale i obowiązkami względem mnie...
Ton eks-paralityczki zrobił się tak cierpkim, że pan Krukowski, nie chcąc sprzeczać się z siostrą, skorzystał z przyjścia Walentowej i usunął się w głąb ogrodu — marzyć o pięknej przyszłości.
Dzięki ruchliwej strategji pana Miętlewicza, zanim skończył się dzień, już miasto wiedziało o mającym nastąpić koncercie. Miejscowa młodzież natychmiast wzięła w opiekę dwoje artystów. Jedni złożyli wizytę pannie Stelli, ofiarowując jej przy okazji kilka bukiecików i parę pudełek tanich cukierków, drudzy, zaznajomiwszy się z Sataniellem, ułatwili mu zaciągnięcie drobnej pożyczki.
Rezultat był ten, że już około wieczora w mieszkaniu, zaj-