Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 02.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

mu koncert, więc on, wywdzięczając się... oszkalował doktora Brzozowskiego...
Podsędek chciał coś odpowiedzieć, lecz żona wzięła go za ramię.
— Nie spieraj się — rzekła półgłosem. — Pan ma rację...
Podsędek spostrzegł, że jego małżonka i córka są bardzo oburzone; więc nawet nie starał się zbadać przyczyny, tylko spuścił głowę i wyszedł, niby oglądając swoje białe rękawiczki, które stanowczo były za duże.
Miętlewicz dziwił się, a zaczął się niepokoić, usłyszawszy w korytarzu rozmowę innej grupy iksinowian.
— Co oni za jedni?... czy to małżeństwo? — pytała jakaś dama.
— Małżeństwo, ale bez święconej wody — odpowiedział pan ze śmiechem.
— Skądże znowu taka przyjaźń z panną Brzeską?...
— Stąd, że panna Stella jest emancypantka i panna Magdalena także emancypantka... Emancypantki trzymają się razem jak Żydzi, albo farmazoni...
Na ulicy Miętlewicz spotkał sekretarza pocztowego. Pan Cynadrowski był rozgorączkowany; chwycił Miętlewicza za palto i rzekł:
— Widziałeś dzisiaj pannę Eufemję?... Jak Boga kocham, albo sobie, albo Krukowskiemu strzelę w łeb, jeżeli on z nią będzie grywał koncerta...
— Ach, głupi!... — odparł z westchnieniem Miętlewicz. — Krukowski tyle myśli o pannie Eufemji, co i ja...
— Pewny jesteś? — spytał pan Cynadrowski, z odcieniem radości w głosie.
Miętlewicz wzruszył ramionami i nie odpowiadając na pytanie, mówił jakby do siebie:
— Co im ten Sataniello zawinił?... — O co oni czepiają się panny Magdaleny?...
— Nic im Sataniello nie zawinił — przerwał Cynadrow-