Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 02.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.
XIV.
ECHA OŚWIADCZYN.

Pan Krukowski, po niepomyślnej konferencji z Madzią, wyszedł na ulicę jak męczennik na stos. Czuł się wyższym nad cały świat, którym głęboko pogardzał; tylko serce ciężyło mu, jakgdyby w piersiach dźwigał centnar wybuchowych materjałów.
Był, w swojem przekonaniu, znieważony, zdeptany, słowem — bardzo nieszczęśliwy; lecz mimo to, burzyło się w nim coś nakształt lekkomyślnej radości. Gdyby przed paroma godzinami dano mu do wyboru: śmierć albo odrzucenie go przez Madzię, wybrałby śmierć. Ale gdy go już odrzucono, w panu Ludwiku ocknęła się drzemiąca energja i — drwił. „Trzy Marje — myślał — dwie Stanisławy, jedna Katarzyna, jedna Leokadja, a teraz Magdalena... Oczywiście, nie mam powodzenia u kobiet...“
Potem przypomniał sobie, że od kilkunastu lat jest na łasce siostry, że jest niczem, że ludzie pod grzecznemi formami lekceważą go, więc zacisnął pięść i mruknął:
— Musi się to raz skończyć!...
Kiedy wchodził na ganek domu i do sieni, z przyjemnością wsłuchiwał się w odgłos własnych kroków: takie były dzielne. Bez wahania ujął za klamkę, pchnął drzwi i — oko w oko, znalazł się wobec siostry.
Chora dama podniosła binokle i spojrzała. Brat wydał