Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 02.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

a potem uklękła i drżąca, zmówiła pacierz; zdawało się jej, że jest wyuzdaną rozpustnicą, którą ludzie powinni gardzić, a Bóg potępić.
W sercach dziewiczych trafiają się podobne obłąkania.
A tymczasem po mieście opowiadały sobie najczcigodniejsze damy, że Madzia daleko, o! bardzo daleko musiała zajść w emancypacji, skoro odrzuciła tak świetną partję, jak pan Ludwik Krukowski. Wprawdzie pan Ludwik i u innych panien nie miewał powodzenia, ale tamto bywały panny bogate, szlachcianki. Żadna córka doktora, a choćby podsędka, rejenta czy aptekarza, nie byłaby tak nierozsądną, bez powodów pierwszorzędnej doniosłości...
Choroba pana Krukowskiego budziła żywe współczucie głównie wśród starszych iksinowianek. Opowiadano sobie, że z domu pana Brzeskiego, (w owej fatalnej godzinie), wracał pan Krukowski jak posąg, że wpadł na wóz z owsem i nie odkłonił się panu rejentowi. — Czysty automat!... Opisywano jego wybuch płaczu, który miał trwać około pięciu godzin, a rozlegał się aż pod starą oberżą. Mówiono, że nieszczęśliwy pan Ludwik codzień mdleje i, gdyby nie nadludzki ratunek Brzozowskiego, jużby umarł.
— A tak — objaśniała pani rejentowa pani pomocnikowej — to tylko albo zwarjuje, albo dostanie rozmiękczenia mózgu, albo choroby szpiku. W każdym razie jego siostra sprzeda dom, ogród, odbierze kapitały z hipotek i wywiezie męczennika gdzieś zagranicę. W taki dziki kąt, w taką odciętą od świata miejscowość, gdzieby nawet nie wiedziano o Iksinowie.
Słuchając tego, z powagą właściwą swemu stanowisku, rejent zrobił minę, która oznaczała, że jednak trudno będzie znaleźć okolicę, dokąd nie dosięgłyby odgłosy z Iksinowa.
— A co to za nieszczęście dla Femci... — mówiła pani rejentowa. — Bo gdyby nie przyjazd tej... panny Magdaleny,