Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 02.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

święceń narzeczonej nie mogła poznać dawnej panny Eufemji, pysznej egoistki.
Od tej pory Madzia co wieczór przychodziła na cmentarz i rozmawiała z panną Eufemją o jej planach na przyszłość, albo o pensyjce, którą miały założyć. Podsędkównie zawsze towarzyszył sekretarz pocztowy, lecz na widok Madzi krył się za mur.
Kiedy pan Krukowski na dobre dźwignął się z niemocy i zrzucił szlafrok, a dla kompensaty coraz częściej grywał na skrzypcach, jego siostra zaprosiła do siebie panią rejentowę i odbyła długą konferencję przy zamkniętych drzwiach. Po skończeniu jej, pani rejentowa, promieniejąca zadowoleniem udała się do pani podsędkowej i odbyła z nią drugą konferencję. Po skończeniu jej, pani rejentowa wyszła, a zkolei pani podsędkowa zaczęła promieniować wielkiem zadowoleniem.
Następnie pani podsędkowa wezwała pana podsędka i zaczęła z nim konferencję. Po wysłuchaniu zdań początkowych, pan podsędek zawołał:
— Ja to przeczuwałem oddawna!...
Ale w dalszym ciągu rozmowy, zerwał się z krzesła, zaczął tupać nogami i krzyczeć:
— Ja do tego mieszać się nie będę!... Daj mi syna, to zrobię z nim, co mi się podoba; ale córka należy do ciebie...
— Masz niedobrze w gełowie, czy co?... — odpowiedziała uroczyście pani podsędkowa. — Skądże ja ci syna wezmę?...
I uwagę swoją poparła ruchami pełnemi godności; może zbyt wielkiej na tak małą odpowiedź. A że zbliżał się zachód słońca, więc z naciskiem poprosiła podsędka, ażeby nie wydalał się z domu.
Podsędek był zrozpaczony; całe szczęście, że niedługo czekał. Wnet bowiem usłyszał szanowną małżonkę, która mówiła do panny Eufemji:
— Dokądże to panienka?...
— Na spacer.