Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 02.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

— A no jużci... I szkoda, że jej się to wcześniej nie udało... Tak pięknie zbudowana kobieta mogłaby już mieć ze sześcioro dzieci...
Cynadrowski nagle odwrócił się i ukląkł w kącie, między pachnącemi jukami. Wcisnął czoło między dwie ściany i jęczał, nie roniąc ani jednej łzy:
— Jezu... Jezu... czy to podobna?... Jezu miłosierny, czy tak można zabijać ludzi na równej drodze?... Jezu!...
Majorowi zrobiło się przykro.
— Djabli mnie tu przynieśli... — mruknął.
Podniósł się z łóżka, podszedł do klęczącego i uderzywszy go w ramię, rzekł:
— No, wstawaj!...
— Co?... — odparł młody człowiek, zrywając się na nogi.
Wyglądał jak warjat.
— Przedewszystkiem — nie bądź głupi.
— A potem?...
— Oddaj listy panny i jej pierścionek, a swój zabierz.
Cynadrowski rzucił się do niewielkiego kufra, otworzył go, a w nim skrytkę, z której wydobył pakiet listów. Porachował je, włożył w grubą kopertę i zapieczętował trzema urzędowemi pieczęciami.
Następnie zdjął z palca pierścionek z opalem i ostrożnie umieścił w pudełeczku z watą; pierścionek zaś z Matką Boską wsadził sobie na palec.
— To jeszcze po matce — rzekł, dygocząc.
— Piękna pamiątka — odparł major. — Szkoda, żeś jej nie szanował.
— Ha? — spytał Cynadrowski.
— Nic. Teraz — powinieneś wziąć na przeczyszczenie. Nawet — wiesz co?... Przyszlę ci sześć reformackich pigułek; zażyj wszystkie, a do jutra tak ci się uspokoi serce... W naszym pułku był doktór Gerard: ile razy jaki oficer zakochał się nieszczęśliwie, dawał mu na przeczyszczenie. A jeżeli chłopak