Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 02.djvu/173

Ta strona została uwierzytelniona.

muszą czuwać po nocach, twierdzą, że spotykali upiorów... Mówią, że najczęściej upiorem zostaje samobójca... Odwiedza on tych, którzy go skrzywdzili, i jednym przeszkadza spać, a z innych... krew wysysa...
Odetchnęła i trzęsąc głową, kończyła:
— Osoby, wysysane przez upiorów, są smutne, blade, tracą siły... Niekiedy mają na ciele niewielkie plamki, pochodzące od ukąszenia...
— Ach, te brednie!... — przerwał niecierpliwie pan Ludwik, tak niecierpliwie, że to podobało się jego siostrze.
— Nie brednie!... — szeptała słodkim, nieledwie pokornym głosem. — Nie brednie!... Onegdajszej nocy sama widziałam w oknie jakąś straszną postać w bieli... Był to mężczyzna z dziką twarzą, oczyma jak węgle i z czarnemi pokudłanemi włosami...
— No, no... uspokój się, bo tamten był blondyn — odparł prawie niegrzecznie pan Ludwik.
— Kilka razy widziałam i blondyna...
Ale pan Ludwik wyszedł z pokoju i... trzasnął drzwiami!... Co tak zachwyciło jego siostrę, że zaprosiła go na wyborną czekoladę i nawet — starała się przypodobać, usługując mu, odgadując jego myśli.