Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 02.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.
XXIV.
WYJAZD.

W kilka dni później w ogrodzie doktora Brzeskiego odbywał się znowu podwieczorek przy asystencji proboszcza, majora i Miętlewicza. Właśnie proboszcz wyciągał rękę do cukru, kiedy wpadła kucharka, wołając:
— Telegraf!... telegraf do panienki...
I rzuciwszy depeszę na stół, patrzyła na Madzię z trwogą.
Doktór podniósł głowę, doktorowa zmieszała się, Madzia zbladła, a proboszcz, z ręką wyciągniętą do cukiernicy, powtórzył:
— Telegram?... Cóżby to być mogło?...
— No, cóż tak nadzwyczajnego?... — odezwał się Miętlewicz, bardziej niż inni iksinowianie oswojony z depeszami. Ale i na jego twarzy widać było wzruszenie.
— Telegram?... do Madzi?... — mruczał zmartwiony proboszcz.
— Może Zdzisław chory?... — szepnęła doktorowa.
Tylko major, który na polach bitew oswoił się z niebezpieczeństwami, nie stracił zimnej odwagi wobec tak niezwykłego faktu, jakim była depesza telegraficzna w Iksinowie. To też wszystkie oczy zwróciły się na niego i wszyscy odetchnęli z uczuciem ulgi, gdy nieustraszony starzec wziął ze stołu depeszę, rozdarł ją z właściwą mu gwałtownością i odsunąwszy daleko papier, zaczął sylabizować:
„Jeżeli przyjmujesz — miejsce przyjedź do mnie — nie-