Nagle Madzia stanęła zdziwiona. Ktoś o Cynadrowskim pamiętał: świadczyło o tem utrzymanie grobu. Nieznana ręka otoczyła mogiłę galeryjką z patyków, posadziła kilka doniczek roślin i widocznie codzień zasypywała świeżemi kwiatami. Niezawodnie, że tak... Nawet można było odróżnić kwiaty wczorajsze, onegdajsze i już zupełnie zwiędłe.
Madzi łzy zakręciły się w oczach:
„Jaka ja jestem niegodziwa — pomyślała — i jaka ta Femcia szlachetna!... Bo, naturalnie, tylko Femcia pamięta o tym grobie...“
Rzuciła parę kwiatów z bukietu i klęcząc, zmówiła pacierz. Potem wróciła do grobu babki, pomodliła się za duszę kochanej opiekunki i z podwójną gorliwością zaczęła ubierać jej mogiłę.
„Dobra, szlachetna Femcia!... — myślała. — A jednak wszyscy sądziliśmy ją tak surowo...“
Na chwilę przed zachodem słońca skrzypnęła brama i ktoś wszedł. Z bijącem sercem Madzia ukryła się między drzewami: miała przeczucie, że wchodzi panna Eufemja, a nie chciała okazać, że zna jej tajemnicę.
Istotnie, rozległ się cichy szelest i boczną ścieżką, pod murem cmentarnym, przesunęła się figura ciemno ubranej kobiety. Madzia nie mogła jej poznać z powodu gałęzi, była jednak pewną, że to panna Eufemja, ponieważ poszła prosto do kąta samobójców.
„Jak ona musiała zmienić się, biedactwo — myślała Madzia — kiedy nawet jej ruchy są inne... jakieś lękliwe i szlachetne... O, ja niegodziwa!... pierwsza powinnam zbliżyć się do niej...“
Zmiana istotnie musiała być wielka, Madzi bowiem zdawało się, że panna Eufemja nawet zeszczuplała i urosła. Więc, zdjęta ciekawością, posunęła się ostrożnie naprzód.
Ciemno ubrana dama zbliżyła się do grobu Cynadrowskie-
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 02.djvu/228
Ta strona została uwierzytelniona.