nie był taki opusz... tak dziki jak ja... Zresztą — dodała głosem pełnym żalu — i ja mam grób, o którym nikt nie pamięta... nawet sama nie wiem, gdzie jest... Całe lata męczyłam się tą niewiadomością; dziś łudzę się, że to tamten...
Zbliżały się do miasta. Panna Cecylja umilkła, lecz powoli uspokoiwszy się, rzekła swoim cichym głosem:
— Wiesz, Madziu... daruj mi, ale ja cię dziś pożegnam. Nie śmiałabym żegnać cię przy ludziach...
Uściskały się.
— Pamiętaj o mnie, jeżeli chcesz — mówiła panna Cecylja — i... czasem napisz słówko... Chociaż wiem, że znajdziesz tam inne przyjaciółki...
— Żadna z nich nie będzie taka, jak ty... dobra, szlachetna... — szepnęła Madzia...
— Zobaczysz, jaką wydam ci się śmieszną, kiedy już będziesz w Warszawie... Ale ja ciebie nigdy nie zapomnę...
Ścisnęła Madzię za rękę i odeszła w stronę apteki. Madzia została sama, oszołomiona dziwnem pożegnaniem.
W domu matka była zajęta prasowaniem bielizny i pakowaniem kufra, więc Madzia usunęła się do swego pokoju, gdzie niebawem przyszedł ojciec. Usiadł na kanapie, zapalił fajkę i rzekł:
— Cóż, jutro o tej porze będzie panienka w wagonie?...
Madzi tchu zabrakło. Usiadła obok ojca, wzięła go za rękę i patrząc w oczy, spytała:
— Tatuchnu... może ja źle robię, że wyjeżdżam i was tak... zostawiam?...
— No... no... tylko nie roztkliwiaj się — odparł ojciec z uśmiechem, gładząc jej włosy. — Wyjazd — zapewne przykra to rzecz dla nas i dla ciebie, ale... nie trzeba przesadzać... Patrz na mnie... ani myślę smucić się, bo naprzód wiem, że to jest potrzebne do twego szczęścia, a powtóre — jestem pewny, że za rok... półtora... wrócisz tu i już będziemy razem.
— Ach, jakbym ja tu chciała wrócić!...
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 02.djvu/230
Ta strona została uwierzytelniona.