Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 02.djvu/232

Ta strona została uwierzytelniona.

więcej, broń się przed złymi... Pamiętaj, ażeby świat nie obdarł i nie połamał cię tak, jak ulicznicy naszą wisienkę...
— A po czemże ja poznam złych ludzi? — spytała zamyślona Madzia.
— Oto widzisz, mądre pytanie, na które krótko ci odpowiem. — Szukaj przyjaciół między takimi, którzy mają więcej pracy, aniżeli sławy i zysków; to są naprawdę użyteczni, dla nich warto poświęcać się i tylko oni cię zrozumieją. Ale unikaj ludzi, którzy mają dochody niewiadomo skąd i rozgłos niewiadomo za co...
— A jeżeli kto odziedziczy majątek?... — żywo przerwała Madzia, pomyślawszy o Solskich.
— O charakterze człowieka nie stanowi to, co odziedziczył, tylko — co zrobił i robi. Kto nic nie robi, jest pasorzytem, tem szkodliwszym, im większe ma wydatki.
Madzia, oparłszy głowę na ramieniu ojca, zastanawiała się.
— Tatko — rzekła po chwili — mówi zupełnie inaczej, aniżeli wszyscy. Wszyscy szukają stosunków z ludźmi bogatymi i głośnymi.
— A ty szukaj pracowników, którzy więcej dają światu, niż biorą od niego. Ludzkość przechodzi rozmaite fazy: walk, odkryć, prześladowań, szaleństw, pomorów... W tej epoce, na którą dziś patrzymy, jest wszystkiego potrochu, ale bodaj czy nie za dużo pozorów — i gonitwy za użyciem. Otóż mówię ci: strzeż się tego prądu!... Kto mu uwierzy, może znaleźć hańbę i zatracenie duszy.
Zapaliwszy fajkę, która mu zgasła, doktór mówił dalej:
— Przypatrz się robakom ziemnym. Niema stworzeń bardziej upośledzonych; a jednak one więcej robią dla cywilizacji, aniżeli zdobywcy świata: w ciszy i poniżeniu wytwarzają grunta urodzajne. Sława żadna, zyski żadne, użyteczność — niezmierna.
— I ja mam być taką?... — zapytała Madzia, patrząc na ojca błyszczącemi oczyma.