Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 02.djvu/235

Ta strona została uwierzytelniona.

— Boże błogosław!... — zawołał obcy głos z pod parkanu.
Powóz chwiał się i toczył... chwiał się i toczył... toczył bez końca. Kiedy Madzia odjęła mokrą chustkę od oczu i przeprosiwszy panią naczelnikowę za kłopot, jaki jej robi, odwróciła głowę, już było widać tylko wieżę iksinowskiego kościoła, błyszczącą w słońcu.


KONIEC TOMU DRUGIEGO