Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/011

Ta strona została uwierzytelniona.

robi się z nich jedna bryła, tamująca ruch na peronie. Zaczepił je wózek, potrącił konduktor, wreszcie wpadł na nie tragarz i niechcący rozdzielił parasolem naczelnikowej.
— Takim sposobem ja już niepotrzebna pani? — mówi naczelnikowa i — ona znowu chwyta Madzię w objęcia. — Więc dowidzenia, panno Magdaleno, najpóźniej w końcu przyszłego czerwca. Mówię: dowidzenia, nietylko od siebie, ale od całego miasta i od mego męża, któremu pani także głowę zawróciła... Oj! będziemy się kłócić w Iksinowie...
Tragarz zajął się odebraniem rzeczy Madzi, i obie panny weszły do sali pasażerskiej.
— Boże, jak ty ślicznie wyglądasz, Madziu — mówiła panna Żaneta — a tu ktoś rozpuścił plotkę, żeś w kwietniu umarła!... Od kwietnia do sierpnia zrobiłaś sobie wakacje, winszuję!... Dopiero musiałaś używać?...
— Nie widziałam nawet mojej siostrzyczki — wtrąciła Madzia. — Cóż u was?...
— Nic. Na pensję taki natłok, że panna Malinowska nie chce przyjmować uczenic... Ale co za zmiany!... W dawnem mieszkaniu Ady Solskiej i pani Latter są dziś sypialnie; gospodaruje matka panny Malinowskiej, a ona sama, oprócz salonu do przyjęć, ma tylko jeden pokój... Słyszałaś?... Przełożona w jednym pokoju!...
— Musi mieć mniejsze dochody, aniżeli pani Latter?
— Wątpię — odparła panna Żaneta. — Choć, wyobraź sobie, bierze po pięćdziesiąt i po sto rubli taniej od pensjonarek, nam popodwyższała pensje, no... i stół jest lepszy... O, lepszy!...
— To doskonale.
Panna Żaneta westchnęła.
— Straszny ucisk!... Pensjonarkom nie wolno wychodzić na wizyty; nam wolno przyjmować gości tylko w ogólnym salonie... O dziewiątej wieczór wszystkie musimy być w domu... Joasia nie miałaby co robić u nas. To klasztor!...