Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/014

Ta strona została uwierzytelniona.

nas?... Nie, do Korkowiczówien... Ach, gdyby pani wiedziała, jak nas ostro trzymają!... Wie pani, że Zosia Piasecka w lipcu umarła...
— Ja miałam wszystkie celujące i dostałam pierwszą nagrodę... — mówiła głośniej od innych piękna brunetka z aksamitnemi oczyma.
— Moja Malwinko, nie chwal się tak...
— A ty nie przeszkadzaj, moja Kociu. Ja przecież byłam uczenicą panny Magdaleny, więc przyjemnie jej będzie dowiedzieć się, że jestem najzdolniejsza z całej pensji...
— Wie pani, że biedna Mania Lewińska nie skończyła szóstej klasy?...
— Ach, Łabęcka, jak się masz!... — zawołała Madzia. — Dlaczego nie skończyła?...
— Musi siedzieć u swego wuja, Mielnickiego... Pamięta pani: taki gruby pan... Sparaliżowało go po śmierci pani Latter, a Mania go pielęgnuje...
— O mnie już pani zapomniała... A ja tak tęsknię za panią...
— Ależ nie... Zosiu...
— Tyle mam do powiedzenia... Niech pani ze mną pójdzie do okna...
Zaprowadziła Madzię we framugę i zaczęła szeptać:
— Jeżeli pani zobaczy go... bo on ma tu niedługo wrócić...
— Kogo, Zosiu?...
— No... tego pana... Kazimierza Norskiego...
— I ty jeszcze o nim myślisz?... W szóstej klasie!... — rzekła zgorszona Madzia.
— Właśnie, że już wcale nie myślę... Sto razy... tysiąc razy wolę pana Romanowicza... Ach, pani, jaka jemu śliczna broda urosła od wakacyj...
— Dziecko jesteś, Zosiu...
— O, wcale nie, bo już umiem pogardzać... Niech się żeni z tą mongołką...