jeszcze gorzej bała się prosić przełożonej. Ona taka zajęta... a jeżeli odmówi, albo pozwoli z niechęcią?...
— Możeś ty chora?... — spytała nagle panna Żaneta. — Powiem, a doktór zaraz przyjdzie...
— Na Boga, Żanetko, nie mów nic!... Mnie nic nie jest...
— Bo masz taką dziwną minę?... — rzekła panna Żaneta i pożegnała Madzię, lekko wzruszając ramionami.
Po wyjściu koleżanki, Madzia znowu została sama ze swemi myślami, które ją tak dręczyły, że zdobyła się na krok bohaterski. Opuściła pokój, przebiegła korytarz na palcach, oglądając się jak człowiek, który ma spełnić przestępstwo, i znalazłszy w garderobie matkę przełożonej, rzekła zarumieniona:
— Proszę pani, mam teraz czas, możebym pani w czem pomogła?...
Staruszka, która właśnie rachowała bieliznę, w towarzystwie pensjonarki z zaczerwienionemi powiekami, podniosła na Madzię zdziwione oczy.
— Droga panno... przepraszam... panno Magdaleno, w czemże mi możesz pomóc?... Prędzej chyba u Feluni cośby się znalazło... Ona teraz jest w kancelarji...
I zaczęła znowu rachować bieliznę, mówiąc do pensjonarki:
— Chusteczek piętnaście... napisałaś, moje dziecko?...
— Napisałam — szepnęła dziewczynka, trąc oczy palcami, zawalanemi atramentem.
— Trzeba wyraźnie pisać, kochanko... bardzo wyraźnie...
Madzia, opuściwszy garderobę, z wielkim strachem weszła do kancelarji, gdzie, pochylona nad biurkiem, panna Malinowska pisała listy.
Usłyszawszy szelest kroków, przełożona odwróciła głowę.
— Może, proszę pani... czy nie mogłabym w czem pomóc?... — cicho zapytała Madzia.
Panna Malinowska popatrzyła na nią uważnie, jakby usiłując zgadnąć, w jakim celu Madzia oświadcza chęć pomożenia jej — i odparła:
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/019
Ta strona została uwierzytelniona.