Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/023

Ta strona została uwierzytelniona.
II.
DOM Z GUWERNANTKĄ.

Przełożona uchyliła drzwi i wywołała Madzię. Wyszły na ulicę, wsiadły w dorożkę, a w kilka minut były na pierwszem piętrze wykwintnego domu. Panna Malinowska pociągnęła kryształową rączkę dzwonka przy drzwiach, które otworzył lokaj w granatowym fraku i czerwonej kamizelce.
— Kogo mam zameldować? — spytał.
— Dwie panie, które miały tu być o piątej — odpowiedziała panna Malinowska, wchodząc do przedpokoju.
Przybyłe nie zdążyły jeszcze zdjąć okrywek, kiedy z salonu wpadła między nie dama niska, otyła i ruchliwa, w jedwabnej sukni z długim ogonem, w koronkowym kołnierzu, z koronkową chustką w jednej ręce, z wachlarzem ze słoniowej kości w drugiej. W jej uszach lśniły się dwa wielkie brylanty.
— Jakżem wdzięczna, że pani przełożona sama się fatyguje!... zawołała dama, ściskając pannę Malinowską. — Jakżem szczęśliwa, że nareszcie poznaję panią!... — zwróciła się do Madzi. — Niechże panie pozwolą do saloniku... Jan, powiedz panienkom, ażeby tu zaraz przyszły... Proszę, bardzo proszę... niech panie siadają... O, na tych krzesełkach...
I podsunęła dwa złocone krzesełka, kryte amarantowym jedwabiem.
— Kiedyż przyjeżdżają państwo Solscy? — mówiła w dalszym ciągu dama, patrząc na Madzię. — Pan Solski w sąsiedztwie mego męża ma majątek... co za majątek!... Lasy, łąki,