Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/035

Ta strona została uwierzytelniona.
III.
BODAJEŚ UCZYŁ CUDZE DZIECI.

Pani Korkowiczowa posiadała dyktatorską władzę nad domem. Tylko jej lękała się służba, jej ustępował mąż, tylko jej rozkazy spełniały panienki, a nawet ukochany syn, który niebardzo słuchał ojca.
Opanowała wszystkich, z mniejszym lub większym oporem z ich strony. To też niemałem było zdziwienie pani Korkowiczowej, gdy po niejakimś czasie spostrzegła, że obok niej, w domu, zaczyna wyrastać nowa indywidualność — Madzi.
Ta Madzia, wesoła, grzeczna nawet dla służby, nigdy nie opierająca się, a stanowczo posłuszniejsza od Linki i Stasi, z każdym dniem nabierała znaczenia. Wszyscy czuli jej obecność, a przedewszystkiem sama pani, choć nie rozumiała, w jaki się to dzieje sposób.
Zaraz w kilka dni po przyjeździe, pani Korkowiczowa uroczyście wezwała Madzię do salonu, ażeby zakomunikować jej swoją wolę co do kierunku, w jakim mają być kształcone panienki.
— Panno... panno Brzeska — zaczęła pani Korkowiczowa, rozsiadając się na kanapie — trzeba, żeby pani odwiedziła pannę Malinowską i spytała, jakich zaleci profesorów dla moich dziewczynek. W każdym razie... tak... sądzę, że mąż musi zaprosić pana Romanowicza, bo on w kwietniu miał odczyt w ratuszu i w jesieni także ma mieć... No i oprócz pana Romanowicza, weźmiemy jeszcze kilku...