Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/052

Ta strona została uwierzytelniona.

— Chciałybyście, ażebym do grobu wstąpiła, a tatko ożenił się z guwernantką!...
Pomimo łez, obficie twarz im zalewających, obie dziewczęta zaczęły śmiać się jak szalone.
— A toby dopiero była para... cha!... cha!... cha!... Cóżby na to Bronek powiedział?... — wołała Linka, chwytając się za boki.
— Błaźnice jakieś, nie śmiejcie się ze słów mamy, bo słowa mamy święte... Co za Bronek?... Jaki Bronek?
— Przecież Bronek kocha się w pannie Magdalenie i tak się do niej umizga, że wczoraj aż płakała, biedactwo... Cha!... cha!... cha!... Tatko i panna Magdalena... — śmiała się Linka.
Wiadomość o zalotach Bronka doreszty uspokoiła panią Korkowiczowę. Przyciągnąwszy obie córki do siebie, rzekła:
— Co gadacie o jakichś umizgach Bronka?... Panny dobrze wychowane nie powinny o tem nic wiedzieć... Stasia, Linka... patrzcie mi prosto w oczy. Przysięgnijcie, że lepiej kochacie mamę, aniżeli pannę Brzeską...
— Ależ, jak mamę kocham, tak sto razy lepiej — zawołała Linka.
— Sama panna Magdalena ciągle powtarza nam, że powinnyśmy mamę i tatkę kochać nad wszystko w świecie... — dodała Stasia.
W ruchliwem sercu pani Korkowiczowej obudził się cień życzliwości dla Madzi.
— Idźcie kończyć kolację — rzekła do córek, dodając w duchu:
„Może i niezłe dziecko z tej Magdaleny, ale cóż to za despotyczny charakter... wszystkich chciałaby zawojować... No, ma takie stosunki!... Żeby już raz ci Solscy przyjechali... Co one znowu plotą o Bronku?... Umizga się do Brzeskiej?... Pierwszy raz słyszę coś podobnego!...“
Po chwili jednak pani Korkowiczowa przypomniała sobie, że — może i niepierwszy raz słyszy o czemś podobnem. Cią-