Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/053

Ta strona została uwierzytelniona.

głe przesiadywanie pana Bronisława w domu było niewątpliwie skutkiem jej macierzyńskich upomnień, ale mogła oddziaływać na syna i obecność pięknej guwernantki.
— Młody, niema się czemu dziwić!... — westchnęła, i przyszło jej na myśl, jak pewnego wieczora, znalazłszy się przypadkiem we framudze korytarza, usłyszała następną rozmowę między synem a guwernantką:
„Panie Bronisławie, proszę, niech mi pan nie zastępuje drogi“ — mówiła zirytowana Madzia.
„Bo ja chciałbym panią przekonać, że jestem bardzo życzliwy“ — odparł błagalnym tonem pan Bronisław.
„Da pan najlepszy dowód życzliwości, nie rozmawiając ze mną, kiedy jestem sama...“
„Proszę pani, przy ludziach...“ — zaczął pan Bronisław, ale nie mógł dokończyć, gdyż Madzi nie było.
— Drażni się z nim! — szepnęła pani Korkowiczowa, a następnie dodała w duchu:
„Chłopak młody, bogaty, no... i przystojny... Bronek jest wcale niczego na mężczyznę i pannie muszą jego umizgi pochlebiać... Naturalnie, powie o nim Solskiej, Solska zwróci uwagę i, przez kobiecą zazdrość, sama zacznie wabić Bronka do siebie... Boże, jak wszystko doskonale się układa!... A nie mogę zaprzeczyć, że Magdalena dużo mi ułatwi...“
Przyszła tedy na panią Korkowiczowę epoka czułości dla guwernantki, i niezawodnie od tej pory byłoby Madzi jak w niebie, gdyby jej emancypacyjne zachcianki nie napoiły duszy chlebodawczyni nową goryczą.
Od pewnego czasu Linka i Stasia coraz więcej zaniedbywały talentów. Linka rzadziej malowała, potulna Stasia zaczęła kłócić się z nauczycielem muzyki, nawet opowiadać, że pan Stukalski łysieje; obie zaś skracały lekcje: jedna muzyki, druga malarstwa.
Rozumie się, że zatrwożona matka przeprowadziła śledztwo i odkryła rzecz straszną. Panienki czas, przeznaczony na