Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/067

Ta strona została uwierzytelniona.

się kilku Norskich, którzy naumyślnie tak pokierowali rozmową, ażeby zakłopotać towarzystwo?
I już energiczniejsi panowie półgłosem zaczęli protestować przeciw niewłaściwym żartom, gdy — nowy wypadek skierował uwagę biesiadników w inną stronę.
Oto rozmarzony pan Bronisław ucałował pulchne ramię pełnoletniej emancypantki, która bawiła go traktatem o Szopenhauerze; a gdy ten przygotowawczy manewr został mile przyjęty, pan Bronisław oświadczył, że ją namiętnie kocha.
Przytomne dziewczę natychmiast uroniło łezkę szczęścia, a jej wuj (tęgi przemysłowiec), który znalazł się obok pana Bronisława, zaczął go ściskać i wyznał publicznie, że nie życzy sobie lepszej partji dla siostrzenicy.
Wówczas zdarzył się fakt niezwykły. Młody Korkowicz zerwał się z krzesełka, przetarł oczy, jak człowiek zbudzony ze snu, i bez ogródki wyznał tak pannie, jak jej wujowi, że... on omylił się, ponieważ afekta jego skierowane są do innej osoby, której napróżno upatrywał przy stole.
Szczęściem, był to już koniec kolacji, dzięki czemu goście mogli wstać od stołu, a następnie — szybko rozjechać się do domów.
W przykrej chwili Opatrzność do ratowania honoru Korkowiczów powołała Zgierskiego. Roztropny ten człowiek nietylko nie podniósł się od stołu razem z innymi, ale jeszcze w imię przyzwoitości głośno zaprotestował przeciw opuszczaniu biesiady. Co gorzej, nietylko nie wyjechał z większością towarzystwa, lecz nawet nie chciał ruszyć się z krzesła. Dopiero ktoś ze służby znalazł jego palto, wsadził go w dorożkę i odwiózł do mieszkania.
Kiedy owionęło go świeże powietrze, pan Zgierski zapomniał o przygodzie młodego Korkowicza, ale przypomniał sobie rozmowę z Madzią.
„Miła, miła dziewczyna — myślał — muszę się i nią za-