prosi i będzie po wszystkiem. Sama wreszcie panna Katarzyna powiedziała mi, żegnając się, że uważa to za żart.
— Niema o czem gadać!... — odezwał się pan Bronisław.— Ja przecie zaraz z miejsca powiedziałem jej wujowi, żem się omylił... Ja przecie nie pannę Katarzynę...
— Nie pannę Katarzynę chciałeś pocałować w żywe mięso, tylko kogo?... — badał dalej ojciec.
— No, Magdzię... Niema o czem gadać!... — odparł pan Bronisław, zasłaniając ręką usta, w celu ziewnięcia.
W tej chwili ojcu zsiniała twarz i tak uderzył pięścią w biurko, że syfon podskoczył, a szklanka spadła na dywan.
— A łajdaku!... — krzyknął Korkowicz. — A farmazońskie nasienie!... To ty myślisz, że ja, w moim domu, pozwolę kompromitować uczciwą dziewczynę?...
— Ale czego się irytujesz, Piotrusiu?... Przecież nic się nie stało guwernantce — reflektowała pani.
— Bo tatko o nią zazdrosny — mruknął pan Bronisław.
— O kogo?... co ty mówisz?... — zapytał zdumiony ojciec.
— A o Magdzię. Stawia się do niej tatko jak cietrzew... Ile razy widziałem.
— Widzisz, Piotrusiu! — wtrąciła pani. — Sam dajesz chłopcu zły przykład, a potem gniewasz się...
— Ja?... zły przykład?... — powtarzał Korkowicz, chwytając się za głowę.
— Uśmiechasz się do niej... nadskakujesz... poufale rozmawiasz... — mówiła pani z ożywieniem.
— A ja przecie młodszy od tatki i mnie to prędzej uchodzi — dodał syn.
W tej chwili ojciec schwycił go za klapy fraka i prawie przyniósł do lampy.
— Toś ty taki?... — rzekł spokojnym głosem, patrząc mu w oczy. — Ja z uczciwą dziewczyną postępuję jak człowiek uczciwy, a ty, błaźnie, śmiesz mówić, że staję jak cietrzew?...
— Piotrusiu!... Piotrusiu!... — odezwała się przerażona
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/069
Ta strona została uwierzytelniona.