Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/077

Ta strona została uwierzytelniona.

Ada uśmiechnęła się smutnie.
— Nie wiesz — odparła — że samotność rozszerza najmniejsze mieszkanie?... Gdziekolwiek pójdę, zawsze będę sobą i zawsze sama.
— Wybierz sobie towarzystwo.
— Jakie?... Czy z tych ludzi, którzy mi pochlebiają, czy z tych, co mi zazdroszczą?...
— Masz przecie familję, znajomych.
— Dajże spokój — odparła Ada, pogardliwie wzruszając ramionami. — Już wolę moje mchy, aniżeli tych ludzi, z którymi nie jestem w stanie rozmawiać. Nade mną, a szczególniej nad Stefkiem ciąży klątwa: mamy arystokratyczne mózgi, a demokratyczne wychowanie, no... i trochę wiedzy... Owoc z drzewa wiadomości wypędza nietylko z raju, ale przedewszystkiem z eleganckiego towarzystwa...
Podano kolację i herbatę, przy której obie przyjaciółki zasiedziały się do północy, rozmawiając o pensjonarskich czasach.
Kiedy Madzia wróciła do domu, zastała w swoim pokoju rozgorączkowaną panią Korkowiczowę.
— I cóż panna Solska?... — zawołała pulchna dama, pomagając Madzi zdjąć okrywkę.
— Jest trochę chora, ma katar...
— Czy nie wspominała o nas?... Niech pani powie szczerze...
— Owszem — odparła zakłopotana Madzia. — Coś wspominała o listach państwa...
— Dobra... szlachetna kobieta!... Czy nie za gorąco pani w pokoju, bo kazałam napalić?... Jutro mąż jedzie do swej fabryki na prowincję, gdzie zapewne zbliży się z panem Solskim.
Madzia do trzeciej rano nie mogła zasnąć. Była wzruszona przyjazdem Ady, a nadewszystko jej smutkiem. Ciągle widziała bogatą pannę, zawiniętą w szal i tulącą się do kozetki;