Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/080

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tobie coś jest?... Wyglądasz, jakby cię spotkała przykrość. Może z domu?...
— Nic mi nie jest, kochanko — odparła Madzia, spuszczając oczy.
W tej chwili wszedł do pokoju siostry Stefan Solski. Zobaczywszy Madzię, zatrzymał się, a w skośnych oczach błysnęło mu zadowolenie.
— Oczywiście — rzekł — witam pannę Brzeską?... Ale, wyznaję, że nie poznałbym pani...
Wziął ją za obie ręce, wpatrywał się w nią, a nozdrza grały mu jak rumakowi szlachetnej krwi.
— W Rzymie — mówił — malarze oblegaliby panią, ażebyś im pozowała... No, powiedz Ada, czy to nie jest uosobienie dobroci?... No, powiedz, czy na tysiąc kobiet znajdzie się dziś jedna taka twarz?... Gdzie ja oczy podziałem, kiedym panią pierwszy raz widział... No, sama powiedz, Ada...
Ściskał ręce Madzi, pożerał ją wzrokiem i następował na nią tak, że zawstydzona cofać się musiała, nie śmiejąc spojrzeć w jego czarne oczy, które rzucały iskry.
— Stefek!... — upomniała siostra, łagodnie odsuwając go od Madzi. — Obrazi się na ciebie... ona prawie cię nie zna...
Solski spoważniał.
— Chyba rozumiesz — rzekł do siostry — że wolałbym rękę stracić, aniżeli obrazić twoją przyjaciółkę... I jeszcze taką!...
Szedł znowu do Madzi, ale Ada znowu go powstrzymała.
— Nie gniewaj się, moja złota — rzekła do Madzi — ale Stefek jest taki żywiec, że... Niech tylko co mu się podoba, zaraz... zaraz wyciąga ręce jak dziecko... Taki żywy i oryginalny, że nieraz wpędza mnie w kłopot... Wyobraź sobie, na audjencji u Ojca świętego tak podobała mu się statuetka Matki Boskiej, że nie odpowiadał na pytania...
Brat wyrwał się jej i znowu schwycił rękę Madzi.
— Przysięgam pani — zawołał — że jestem dobry chło-