Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/089

Ta strona została uwierzytelniona.

Tylko panna Helena Norska nie powstała z fotelu, a gdy Madzia, uwolniwszy się od otaczających, przyszła do niej, panna Helena, zdaleka podając jej rękę, rzekła po polsku tonem delikatnej ironji:
— Moja droga, musisz chyba wyjść za Bismarcka, jeżeli twój oblubieniec ma być wielki i potężny, jak mówi wyrocznia.
Madzię stropiło powitanie. Lecz w tej chwili, łamaną polszczyzną, odezwał się pan Arnold do Heleny:
— Nie żartuj... Ta sama wyrocznia przepowiedziała śmierć twojej matki...
— Ale mnie i Kaziowi obiecała, że wszystko stanie się według naszych zamiarów — odparła Helena ze swobodnym uśmiechem, który nie godził się ani z jej czarną suknią, ani ze słowami ojczyma.
Do Madzi zbliżyła się Ada i wziąwszy ją pod rękę, zaczęła szeptać ze śmiechem:
— No, no!... przyznaj się, kogo to potężnego zbałamuciłaś?... Jaka szkoda — dodała, wzdychając — że twój przyszły musi być wielkim i potężnym!... Gdyby był tylko rozumnym i szlachetnym, myślałabym, że ci Stefek przeznaczony...
— Żartujecie ze mnie!... — odparła zmieszana Madzia, która w tej chwili zaczęła rozumieć, że pani Arnoldowa zrobiła jakąś przepowiednię, skutkiem której ona jest bohaterką zebrania. Przynajmniej na krótki czas.
— Chodźmy do profesora — rzekła Ada, widząc, że jej brat rozmawia w kącie z Dębickim.
— Cóż pan profesor na tę wróżbę? — spytała, zbliżywszy się do nich.
Dębicki zwrócił na nią niebieskie oczy i już wsadził rękę za klapę surduta, mając zamiar odpowiedzieć, gdy wyręczył go niecierpliwy Solski:
— Wyobraź sobie, on nie wierzy w spirytyzm!... Mówi, że to jest szarlatanerja, albo specjalny rodzaj obłędu...
— Przecie pan wierzy w świat nadzmysłowy — zawołała