Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

— Albo oni nas tam przyjmą!... Przecież dawno mówiłem mamie, że to dranie... — zakonkludował pan Bronisław.
Linka i Stasia, wyrozumiawszy przez drzwi, o co idzie, nawet nie pożegnały się z Madzią. Zamknęły się w swoim pokoju na klucz i zanosiły się od płaczu.
Stroskana matka, napróżno dobijając się do nich, usłyszała od Linki te wyrazy:
— A co, nie mówiłam, że się mama dowojuje?...
— Przecież będziemy pannę Brzeską odwiedzać u państwa Solskich — uspakajała ją pani Korkowiczowa, choć serce jej szarpały złe przeczucia.