Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

sie, o których mówili wczoraj państwo Solscy, to musi być rodzina zagranicznego pochodzenia?
— Nie, pani, to polska rodzina.
— Myślałam. Bo ród mego męża także pochodzi z Niemiec, gdzie nazywali się von Propfenberg. I dopiero edykt nantejski zmusił ich...
— Dajże pokój tym bredniom! — oburzył się pan. — Któryś mój dziad musiał być w szynku parobkiem do korkowania butelek, i stąd nasze nazwisko...
— Ależ, Piotrusiu, nie zaprzeczaj mi!... Sama byłam nad Renem, na pagórku Propfenberg, który, jak objaśnił mnie hrabia Przewracalski, musi być gniazdem naszych przodków... Nawet hrabia Przewracalski radził, ażebyśmy kupili to miejsce i zbudowali...
— Trzeci browar? — wtrącił pan. — Niegłupim!...
— Ależ nie... Ażebyśmy tam wznieśli zameczek.
— Jak Boga kocham — zawołał Korkowicz, bijąc się w piersi — czasami zdaje mi się, że mam więcej rozumu od ciebie. A przecież nie chodziłem na pensję i na starość nie uczę się po francusku...
Wszedł do salonu pan Bronisław... Był nieco zmieszany obecnością Madzi, lecz odzyskawszy humor, rzucił się na kanapę i zawołał:
— Ten Kazik Norski ma djabelskie szczęście: wygrał od nas wczoraj ze sześćset rubli... Ale zato jego siostra!... Mówię ojcu: palce oblizywać...
— Gdzieżeś ją widział? — niespokojnie zapytała matka.
— Eh! to cała historja — odparł pan Bronisław, machając rękoma i pomagając sobie w tej czynności jedną nogą. — Spotkałem ją koło Saskiego placu... szła z tym swoim amerykańskim ojcem... Stanąłem, mówię mamie, jak bałwan i patrzę, a ona na mnie — łyp oczkiem... Idę za nią, wymijam... ta znowu łyp... Zgłupiałem doreszty, a ona delikatnie odwraca główkę i coś... jakby się uśmiecha... Ukrop mnie oblał... a ona