szep... szep do ojca — i skręcają na wystawę sztuk pięknych, a ja za nimi...
Nicem nie widział, tylko ją — prawił pan Bronisław, ocierając spotniałą twarz chustką — ale i ona trochę na mnie oczkowała... Potem rozeszliśmy się... Ale że ja mam należność u Kazika, więc zaraz poprosiłem go, ażeby mnie przedstawił swojej siostrze. Obiecał — i dziś albo jutro poznam się z nią... Ale, mówię tatce, kiedy o niej wspomnę, łydki mi drętwieją. W Warszawie jest dużo ładnych facetek, ale takiej jeszczem nie widział.
— Słyszałeś?!... — zapytała pani Korkowiczowa, z rozpaczą spoglądając na męża.
— Twój wychowanek — odparł mąż.
Pan Bronisław zerwał się z kanapy.
— Ale rodzony syn tatki i wdał się w tatkę!... — zawołał, klepiąc ojca po brzuchu.
— Ho! ho! ho!... — zaśmiał się pan Korkowicz,
Wycałowana i zapraszana przez całą rodzinę Korkowiczów o najczęstsze wizyty, Madzia pożegnała ich zdziwiona. Więc nawet i pan Bronisław zaciągnął się na listę wielbicieli Heleny, których już w Warszawie było kilku?... Co na to powie Solski, taki wyłączny i dumny?... W tenże to sposób Helenka stosuje się do przedśmiertnych życzeń matki?...
Od Korkowiczów Madzia poszła do panny Malinowskiej, która, powinszowawszy jej porzucenia dotychczasowych obowiązków, zapytała: czy nie weźmie na pensji trzech godzin dziennie arytmetyki i jeografji w najniższych klasach?
— Właśnie przyszłam o to prosić... — rzekła uradowana Madzia.
— Czy tak?... Bardzo dobrze robisz, zapewniając sobie rezerwę z własnej pracy — odparła panna Malinowska. — Bo względy wielkich panów mniej są pewne, aniżeli gusta kobiet... Więc przyjdź jutro o dziewiątej i zaczynaj odrazu. A teraz do widzenia, gdyż jestem zajęta.
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.