Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

kaktusów, storczyków... Jeszcze mchy były przynajmniej podobne do krzaczków, w najgorszym razie do młodych piórek ptasiego pisklęcia, albo do aksamitu. Ale porosty były dziwolągami. Jeden wyglądał jak żółty albo zielonawy proszek, skąpo rozsypany po cegle. Inny był siwą plamą na korze, inny jakąś łuską, czy wysypką chorego drzewa.
Madzi niekiedy zdawało się, że drobne te istotki były nieudanemi próbami natury, usiłującej stworzyć normalną roślinę. Tu zrobiła jakiś koszlawy listek, tam cudacki płatek korony, owdzie guzik owocowy. Było to niezgrabne, więc odrzucało się nabok, lecz o zgrozo!... żyło jakiemś wyschniętem, trupiem życiem...
Że natura myliła się, trudno... Ale że kazała żyć ofiarom swych pomyłek, wyglądało to na okrucieństwo.
W takiem otoczeniu Ada spędzała po kilka godzin dziennie; mniej więcej ten odłam czasu, w ciągu którego młode kobiety z jej sfery poświęcają się wizytom i oglądaniu magazynów. Zazwyczaj niektóre ze swych porostów rozpatrywała Ada przez lupę; niekiedy coś zapisywała do specjalnych rejestrów, niekiedy rysowała. Trafiały się jednak i takie dnie, że odrzuciwszy głowę na tył fotelu, siedziała bez ruchu, z oczyma utkwionemi w przezroczysty sufit, z wyrazem głębokiego smutku na twarzy.
Ożywiała się dopiero wówczas, gdy przyszła do niej Madzia i wzruszając ramionami, zapytywała po raz dziesiąty:
— Ja jednak nie rozumiem ani tego, co robisz, ani — poco to robisz?
— Więc posłuchaj jeszcze raz — odparła Ada ze śmiechem — a zagustujesz w tej robocie.
Biorę naprzykład sześć, siedem kawałków kory z żółtemi plamkami: są to porosty tego samego gatunku. Wymierzam powierzchnię każdej takiej plamki i zapisuję: A — ma sto milimetrów kwadratowych, B — sto dwadzieścia, C — osiemdziesiąt i tak dalej. Potem jeden kawałek kładę — naprzykład —