Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

pod klosz czerwony, drugi pod żółty, trzeci pod fioletowy, czwarty pod przezroczysty i — zostawiam to w spokoju.
Po upływie tygodnia wydobywam moje kawałki z pod kloszów, znowu mierzę powierzchnię żółtych plamek i znowu zapisuję. Porównanie zaś nowych cyfr z dawniejszemi pokazuje mi, jaki kolor światła sprzyja, a jaki nie sprzyja rozwojowi danego porostu?
W podobny sposób badam wpływ ciepła, wilgotności, kwasu węglanego na porosty i już mam dość bogaty rejestr spostrzeżeń.
— Brr!... cóżto za nudy... — otrząsnęła się Madzia. — Zdaje mi się, że między temi suchemi roślinami człowiekowi może serce uschnąć.
— Ach, jakże się mylisz! — zawołała Ada z błyszczącemi oczyma. — Gdybyś wiedziała, ile uczuć rozbudza w sercu podobne zajęcie!... Ile razy niepokoiłam się: czy ta a ta plamka została dobrze zmierzoną? Ile razy wstawałam w nocy, myśląc, że w lampie ogrzewającej zabrakło oliwy, albo, że jakiś kawałek leży w niewłaściwym kloszu. I wiesz, że niekiedy tak bywało...
To dopiero jedna strona kwestji. Bo otóż pewnego dnia, na badanym poroście ukazuje się nowa kropka, listeczek albo guziczek. Widziałam to już sto razy, lecz za każdem pojawieniem się nowej istoty doznaję dziwnego uczucia: ogarnia mnie obawa, radość i, czy nie uwierzyłabyś, niby wstyd... Ze Stefanem naprzykład nie rozmawiałabym o tem... Powiadam ci, każdy taki nowy utwór wydaje mi się czemś bliskiem: cieszę się, gdy rośnie, lękam się, gdy spostrzegę objawy nienormalne, a, gdybyś wiedziała, jak mi żal, gdy biedaczek umiera... Zdaje mi się, że jest to małe dziecko, które ja stworzyłam i nie umiem go utrzymać przy życiu.
— Dziwne! — szepnęła Madzia. — I zawsze jesteś tak zajęta?
Panna Solska zarzuciła ręce na głowę i przymknęła oczy.