Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

dzież papiery osobiste Cezara, gdzie znajdował się jego rysopis, genealogja i świadectwa dawniejszych właścicieli.
Właśnie Ada karmiła psa cukrem, kiedy jego pan opuścił pokój, nie okazując wielkiej czułości. Cezar spojrzał za nim, rzucił cukier i pobiegłszy do drzwi, zaczął w nie skrobać. Przytem z początku piszczał, potem skamlał, wkońcu wył żałosnym głosem.
— Cezar... Cezar!... chodź tu, piesku — mówiła Ada. — Teraz będziesz miał lepszego pana, który cię nikomu nie sprzeda...
Pies spojrzał na nią pełnemi smutku oczyma, jeszcze skrobał do drzwi, wąchał. Widząc jednak, że nic nie pomaga, zbliżył się do Ady i oparł piękny łeb na jej kolanach. Lecz co parę chwil cicho skamlał lub wzdychał.
— Wiesz — mówiła Ada do Madzi, pieszcząc Cezara — zrobię tak... Ubiorę go w czepek, owinę w kołdrę i położę na szezlongu u Stefka... Dopiero się zdziwi!...
Nagle Cezar podniósł uszy i rzucił się, kręcąc ogonem, do drugich drzwi, w których niebawem ukazał się Solski. Pies pochylił ogon i przypatrywał mu się z uwagą.
— Co?... Co?... — zawołał Solski. — Panna Ada zaczyna handlować psami... Ależ to cień mojego Hektora!... Pójdź-no tu mały...
Poklepał psa, wziął go za mordę, wygłaskał wzdłuż ciała. Pies życzliwie przyjmował pieszczoty.
— Masz, Stefek, to twój Cezar — rzekła Ada. — Ale podziękuj za niego Madzi, która swojemi kanarkami przypomniała mi, że u nas niema żywej istoty w domu. Jakto, nie cieszysz się?... Widzę, że ród męski składa się z samych niewdzięczników, bo nawet i niegodziwy Cezar już nie chce patrzeć na mnie.
— Dziękuję ci, Adziuś — odparł, całując siostrę.
Usiadł przy niej i głaskał Cezara, który na jego kolanach położył głowę.