Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

Spłakana Madzia pobiegła do pokoju Ady, pokazała jej list i w niewielu słowach opowiedziała historję swojej znajomości ze śpiewaczką. Panna Solska spokojniej oceniała położenie.
— Przedewszystkiem, czy nie domyślasz się, co jej grozi? — spytała. — Samobójstwo?... chyba nie. Może porzucił ją ten towarzysz deklamator? A może ona jest?...
Obie panny zarumieniły się.
— Różne myśli przychodzą mi do głowy — odparła Madzia. — Może ona lęka się więzienia?...
Ada sposępniała.
— Stefan znalazłby ją — rzekła — przez policję. Gdyby jednak lękała się uwięzienia, nieszczególną oddalibyśmy jej usługę. W każdym razie... Czy znasz jej nazwisko?... Niech Józef jedzie przynajmniej do biura adresowego.
Józef pojechał i wrócił w pół godziny z notatką, że Marta Owsińska, śpiewaczka, zamieszkała na Nowem Mieście, w maju roku zeszłego opuściła Warszawę.
— Jeżeli teraz nigdzie nie jest meldowana — zauważyła Ada — więc ukrywa się. A w takim razie może i lepiej zrobiła, nie zbliżając się do ciebie.
— Czy ja wiem? — szepnęła Madzia, czując, że jest to jeden z najsmutniejszych wypadków w jej życiu. Tajemnica Stelli była czemś, co mogło porównać się tylko ze śmiercią pani Latter i Cynadrowskiego.
„Niby jest mi dobrze — myślała — a jednak od czasu do czasu pada obok mnie jak piorun cudze nieszczęście. Czy to przestrogi?...“
Strach ją ogarnął.
W parę dni, wracając z pensji, spotkała pannę Howard. Znakomita bojowniczka o prawa kobiece, zapominając wyrządzonych Madzi impertynencyj, powitała ją serdecznie, nawet z wymówkami:
— Zapomniała pani o mnie, a przecież byłyśmy w przy-