Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/012

Ta strona została uwierzytelniona.

był szorstki i ambitny. Parę razy trafiło mu się grać z nimi w piłkę i grał doskonale. Na nieszczęście, jako „dusza“ nikogo nie chciał słuchać; gdy zaś wybrano go na „matkę,“ tak narzucał innym swoją wolę, że obrażeni — opuszczali zabawę.
Po ukończeniu szóstej klasy zaproponował kilku kolegom na czas wakacyj pieszą wycieczkę do Ojcowa i gór Świętokrzyskich. Większą część kosztów podróży wziął na siebie, zaopatrzył towarzyszów w laski i lornety, wynajdywał im najlepsze noclegi, zabrał dwie furmanki z żywnością, tudzież kucharza i lokaja, słowem — był nieocenionym gospodarzem. Ale gdy, nie słuchając żadnych przedstawień, zaczął wybierać najgorsze drogi, wymyślać marsze w nocy lub podczas deszczu i burzy, towarzysze pewnego poranku znikli bez pożegnania, zostawiając mu lornety i laski na wozie.
Dla ambicji Stefka był to cios tak bolesny, że chłopak nie wrócił do siódmej klasy, lecz wyjechał zagranicę, z duszą pełną gniewu.
Dębicki rozbudził w nim ciekawość wiedzy, ale młodzieniec, pozbawiony kierunku w życiu, zapragnął poznać wszystko. Uczył się to filozofji i nauk społecznych, to fizyki i chemji; zawadzał o szkołę politechniczną i o akademję rolniczą, nie troszcząc się, co mu przyjdzie z wysłuchania tylu kursów i zwiedzenia tylu uniwersytetów, które objeżdżał przez dziesięć lat, gorączkowo szukając mądrości.
Pod względem umysłowym dojrzewał prędko i szeroko, ale sercem odsuwał się od ludzi. Gardził arystokracją przez pamięć o swoich młodych latach, a może i dlatego, że nie znosił obok siebie równych. Czuł pociąg do klas niższych i ubogich, bo tym można było rozkazywać; ale ci znowu nie chcieli uznać jego władzy nad sobą, a nawet niezawsze przyjmowali ofiary, których nie umiał dawać. Czas, rapiry burszów, kufle i pięści filistrów pohamowały nieco jego gwałtowny charakter, potęgując gorycz.