On przecież chciał robić dobrze! On przecież gotów był oddać majątek potrzebującym! A jeżeli narzucał swoją wolę, to z pewnością umiałby poświęcić życie za tych, którzyby go słuchali. Tymczasem nikt nie domyślał się jego uczuć. Owszem, niejednokrotnie przenoszono nad niego takich, którzy z ukłonem i uśmiechem ofiarowali swoje usługi, ażeby potem wyzyskać łatwowierność.
Solski kłaniać się, uśmiechać, ani wpraszać nie umiał; to też między jego szorstką i posępną figurą a ludźmi wznosił się coraz wyższy mur nieufności. Nie odczuwano w nim gorącego serca, tylko ambicję; a gdy ofiarował komu skuteczną pomoc, czyn taki nazywano kaprysem.
Kiedy raz, wobec pruskich oficerów, ujął się za podchmielonym burszem i z tego powodu miał ostry pojedynek, koledzy, chcąc go uczcić, wybrali go prezesem komitetu, który miał urządzić jubileusz jednemu z profesorów. Solski sypnął pieniędzmi na dar dla jubilata i ucztę dla kolegów, co jeszcze bardziej wzmocniło jego świeżą popularność.
Przez parę dni noszono go na rękach; ale gdy przyszło do narad w komitecie, okazało się, że z Solskim nie można radzić, tylko — trzeba go słuchać. W tak szorstki sposób narzucał swoje poglądy, że na trzeciej sesji młody baron Stolberg cisnął o ziemię fajką i uderzając pięścią w stół, zawołał:
— Ty, Solski, możesz być albo dyktatorem, albo pastuchem!... Ale na zwyczajnego prezesa nie posiadasz kwalifikacyj...
Komitet jubileuszowy rozwiązał się, Solski znowu miał pojedynek i od tej pory zerwał stosunki koleżeńskie. Kiełkująca w nim gorycz tem silniej rozwinęła się, że czuł swoją winę, ale nie chciał jej uznać nawet przed samym sobą.
Nadeszła epoka, która niezwykłe siły Solskiego zwróciła w innym kierunku: zaczął interesować się kobietami.
Ale i w stosunku do kobiet zachowywał się szorstko i despotycznie. Traktował je z wyraźną niechęcią, ponieważ od
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/013
Ta strona została uwierzytelniona.