Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/032

Ta strona została uwierzytelniona.
III.
CUKROWNIA WIDZIANA Z GÓRY.

Pewnego wieczora Solski z Dębickim przyszedł do siostry na herbatę. Czas był pogodny, więc usiedli na dużym balkonie, wychodzącym na ogród. Ada z zapałem mówiła o jasnowidzeniach pani Arnoldowej i o własnych postępach w spirytyzmie: już bowiem duchy zaczęły rozmawiać z nią zapomocą abecadła i ekierki, przytrzymywanej ręką. Z niemniejszym ogniem Madzia opowiadała o ostatniej sesji kobiecego towarzystwa, na której panna Howard zaprojektowała zbudowanie wielkiego domu dla samotnych kobiet.
— Ciekawam, skąd wezmą na to pieniędzy? — odpowiedziała Ada. — Bo mnie już nudzą projekta, na wykonanie których trzeba miljonów...
— Rodzona moja siostra!... — zawołał, śmiejąc się, Solski. — Przypominam ci jednak, że nie wypada, dla stosunków z duchami, zaniedbywać stowarzyszenia, które ma cele uczciwe, a niekiedy praktyczne.
— Naprzód — odparła zarumieniona Ada — proszę nie żartować z duchów. A powtóre... dlaczego mam chodzić na wszystkie sesje tych pań?
— Cobyś jednak powiedziała, gdybym ja również dla jakiegoś ...izmu rzucił cukrownię?
— Anibym się odezwała — rzekła Ada.
— Pan rzuciłby cukrownię?... — zawołała Madzia, patrząc na niego ze zdziwieniem.
— Czy tylko damom wolno mieć upodobania?... Jeżeli