Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/040

Ta strona została uwierzytelniona.

Żyjemy zresztą w epoce, kiedy w fabrykach zaczyna kiełkować ów uczuciowy element. Bo czemże innem wytłomaczysz: szpitale, szkółki i ochrony dla dzieci, doroczne i tygodniowe zabawy, kasy zapomóg, nawet orkiestry?... — Żadne z tych urządzeń nie pomnoży ilości wydobytego cukru, ani powiększy dywidendy; do czegóż więc je odnieść, jeżeli nie — do budzącego się uczucia, w tym zbiorowym duchu, który unosi się nad robotnikami i machinami.
Solski uderzył się w czoło.
— Masz profesor rację!... — zawołał podniecony. — W tej chwili dopiero zrozumiałem pannę Magdalenę i... siebie... Ja mógłbym być rozumem i wolą organizmu fabrycznego, a ona — jego uczuciem...
Madzia drgnęła na krześle, Ada i Dębicki spojrzeli. Solski opanował się i wziąwszy Madzię za rękę, rzekł z uśmiechem:
— Przepraszam za zestawienie pani i siebie... Ale w tej chwili przyszły mi na myśl szlachetne poglądy pani i moje odpowiedzi... Tak, pani ma słuszność; ja zaś nie miałem jej...
Pożegnał obecnych i wyszedł. Z progu jeszcze odezwał się:
— Tylko, profesorze, nie zbałamuć mi siostry i... panny Magdaleny...
— Złoty, kochany profesorze! — zawołała Ada, ściskając obie ręce Dębickiemu. — Znowu ożywiłeś Stefka...