Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/041

Ta strona została uwierzytelniona.
IV.
SPIRITUS FLAT, UBI VULT.

Każdemu człowiekowi zdarza się podczas zimowego dnia patrzeć na zapotniałe szyby. W widoku tym niema nic, na czem wartoby zatrzymać uwagę: jest przezroczysta tafla, która dzięki parze wygląda jak muślin, a zresztą nic do zapamiętania, nic, coby poruszyło ciekawość.
Wtem na dworze wionął wiatr chłodniejszy, temperatura spada o kilka stopni i — spotniała szyba zmienia się w jednej chwili. Muślin wilgoci zaczyna pokrywać się bogatym haftem, przedstawiającym liście dziwnych roślin, albo pióra nieznanych ptaków; z mgły powstaje wyrazistość, z jednostajności rozmaitość i formy.
Podobne zjawisko zaszło w duszy Solskiego. Od dzieciństwa patrzył na swój pałac, wypełniony służbą, na folwarki, rojące się ludźmi i bydłem, a od kilku miesięcy na budującą się cukrownię. Miał wyobrażenie: co każdy z tych ludzi robi w pokojach, w polu, na mularskiem rusztowaniu; ile go kosztuje, a ile mu przynosi zysku? Wszystko to jednak wydawało mu się jak szara mgła, która nużyła go jednostajnością i gdzie niepodobna było dopatrzeć duszy, ani fizjognomji. Dopiero dzisiejszego wieczora nagle zmieniło się to wszystko: skrystalizowało się jak rosa na szybach.
Z początku na herbacie u Ady, Solski był rozdrażniony na Madzię: jej litość nad stolarzami, bakałarzami, wędrownemi aktorkami wydawała mu się ślamazarnym sentymenta-