Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/052

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tobie stało się coś przykrego?... Powiedz, co ci jest?
— Nie mnie!... — odparła Madzia, siadając na kanapie... — Znasz Manię Lewińską, w której jeszcze na pensji kochał się ten student, Kotowski?
— Porzucił ją?
— Przeciwnie, od roku są narzeczonymi... Ale nie!... Opowiem ci od początku. Nie masz pojęcia, jaka to smutna historja.
— Zaczekaj — przerwała Ada. Dotknęła dzwonka, a gdy ukazał się lokaj, rzekła:
— Poproś do nas pana.
— Ada, co robisz?... — zawołała Madzia, ukrywając twarz w rękach. — Chociaż... czy ja wiem... Może będzie lepiej, jeżeli dowie się o tem pan Stefan.
Solski przyszedł natychmiast. Wyglądał tak mizernie, że Madzia, spojrzawszy na niego, krzyknęła:
— Pan chory?...
Ale w tej chwili zmieszała się i spuściła oczy.
— Nic mi nie jest — odparł Solski, odzyskując dobry humor. — Z bezsenności bolała mnie głowa, ale to przechodzi.
A ponieważ Madzia milczała zakłopotana, więc dodał:
— Porozmawiam z paniami i będę zdrów.
— Właśnie Madzia chce nam coś powiedzieć — wtrąciła Ada.
— Ja tylko tobie chciałam opowiedzieć...
— Zobaczysz, że będzie lepiej, gdy usłyszy Stefek — rzekła Ada. — My oboje bardzo jesteśmy ciekawi wszystkiego, co cię wzrusza.
— Niedobra!... — szepnęła Madzia.
Solski usiadł, patrząc na siostrę, a Madzia zaczęła:
— Pamiętasz, Adziuś, kiedy to przed waszym wyjazdem zagranicę pogniewałyście się z Helą?...
— Ona ze mną — przerwała Ada — o to, że Romanowicz przestał nam wykładać algebrę...