Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/059

Ta strona została uwierzytelniona.

ma długi honorowe... No, i zabrał pieniądze, a stary biedę klepie...
Gdyby kto dał tysiące Solskiemu, nie zrobiłby mu tyle przyjemności, co Kotowski opowiedzeniem tej historji. Ale panował nad sobą i rzekł spokojnie:
— Czy oprócz państwa, wie jeszcze kto o tym wypadku?
— Rejent... zresztą, nasz dłużnik... Mielnicki nie ma dziś przyjaciół, którzyby interesowali się nim. Wreszcie... nietylko akt darowizny był w porządku, ale nadto stary, ile razy odzyska przytomność, pyta się o zdrowie pana Norskiego i o to, czy już odebrał darowaną sumę? Mielnicki nie ma pojęcia o swojem położeniu; ciągle myśli, że jest majętnym i że wyzyskuje go — moja narzeczona.
— Czy pan upoważnia mnie — spytał Solski — ażebym zrobił kiedy użytek z tej wiadomości? Może nigdy nie zrobię, ale... może trafić się taki wypadek.
— Owszem. Mnie w rezultacie wszystko jedno. Wreszcie ten pan miał za sobą prawo...
— Mniejsza o to — rzekł Solski. — Ale oświadczam, że pan Norski nie jest i nigdy nie będzie w żadnej instytucji, z którą ja jestem związany. A teraz — czy przyjmuje pan posadę lekarza przy cukrowni?
— Oj... oj...
— Do czasu puszczenia w ruch fabryki będzie pan naszym lekarzem tu, w Warszawie. Ktokolwiek z naszego domu zwróci się o poradę, jest pan obowiązany udzielić jej. Pensję ma pan tę samą i — pięćset rubli na mieszkanie. Obowiązki obejmie pan od pierwszego maja...
— To już koniec maja — szepnął Kotowski.
— Potrzebny mi jest ten termin do ujednostajnienia rachunków. Ale... ale!... — dodał Solski. — Naturalnie, ma pan długi: ile one mogą wynosić?...
— Z pię... z pięćset rubli — odpowiedział przestraszony Kotowski.