Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/066

Ta strona została uwierzytelniona.

prawo przypuszczać, że to ona jakiemś nietaktownem odezwaniem się, wywołała plotki. Tem bardziej, że uwierzyli im najpierwej ci ludzie, za którymi wstawiała się do Solskiego.
„Co robić?... Co robić?...“ — z rozpaczą myślała Madzia.
Do Iksinowa niema poco wracać; już od kilku miesięcy napisała rodzicom, że pensji tam nie otworzy, ponieważ dostanie szkołę przy cukrowni. Teraz więc musi znaleźć miejsce w Warszawie, o co, przy nadchodzących wakacjach nie będzie łatwo. Mniejsza jednak o miejsce; ma jeszcze kilkaset rubli gotówką; ale jak powiedzieć Adzie: wyprowadzam się od was!... Dlaczego?... Dlatego, że ludzie zrobili mnie narzeczoną pana Stefana...
Jedno z dwojga: albo Ada roześmieje się z plotek, albo obrazi się. Czy zresztą Madzi wypada z kimkolwiek mówić o tej kwestji, nie narażając się na podejrzenia; czy nawet wypada jej choćby tylko myśleć o pogłosce? Przecież dla Solskich, a nawet dla niej samej jest to tak potworna niedorzeczność, że nie można zwracać na nią uwagi. Przecież to samo plotkarstwo, które ją dziś wydaje za pana Stefana, jutro może ogłosić, że zabrała komuś pieniądze.
Dawneż to czasy, kiedy w Iksinowie przez chwilę mówiono, że Cynadrowski zabił się dla niej?... Zaś pani podsędkowa może i dziś twierdzi, że Madzia popychała pannę Eufemję do Cynadrowskiego, a przynajmniej — ułatwiała im schadzki.
Trochę mimowoli, trochę świadomie Madzia skierowała się w stronę mieszkania państwa Arnoldów, a znalazłszy się przed bramą, weszła na górę. Coś ciągnęło ją, ażeby w tej właśnie chwili zobaczyć pannę Helenę.
Zastała ją w salonie, wesoło rozmawiającą z panią Arnoldową i panem Bronisławem Korkowiczem. Madzię zmieszał ten widok; ale panna Helena nie okazała ani śladu zakłopotania i przywitawszy się, rzekła do Madzi:
— Dobrze, że jesteś, moja droga, bo mam do ciebie interes.