Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/075

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż pani nazywa niedorzecznościami w Genesis?...
— Choćby to, że w drugim dniu było stworzone sklepienie niebieskie... Słyszysz, Stefek?... Rodzaj sufitu!... Choćby to, że słońce i księżyc urodziły się dopiero w dniu czwartym, podczas gdy — światło mieliśmy już w dniu pierwszym... — mówiła Ada ze wzrastającym zapałem. — Wreszcie to nie jest moje zdanie, ale wszystkich uczonych...
Dębicki kiwał się na krześle i patrzył na czarne drzewa ogrodu, które światło lampy z balkonu malowało gdzie niegdzie zielonemi plamami. Wreszcie rzekł:
— Rzecz szczególna, że to, co uczeni, z obozu panny Ady, uważają za niedorzeczność w Genesis, mnie najbardziej zadziwia.
— Jako niedorzeczność?... — spytała Ada.
— Nie, pani. Jako ciekawy, a nadewszystko: niespodziewany komentarz do teorji Laplace’a o utworzeniu się naszej planety.
— No, profesorze?... Chyba i ja zacznę się dziwić... — wtrącił Solski.
— Według Laplace’a — mówił Dębicki — cały system planetarny formował kiedyś olbrzymią mgławicę, rodzaj subtelnego obłoku, który miał formę okrągłej bułki chleba o średnicy, przechodzącej tysiąc dwieście miljonów mil. Mgławica ta obracała się około swego środka, w ciągu mniej więcej dwustu lat. Zaś od czasu do czasu odrywały się od niej mniejsze obłoczki, z których, skutkiem zgęszczenia się, powstawały planety: Neptun, Uran, Saturn i tak dalej...
Według teorji Laplace’a, ziemia przy swoich narodzinach była również takim obłokiem, mniej więcej w formie kuli, mającej przeszło sto tysięcy mil średnicy. Cóż zaś Biblja mówi o jej ówczesnej postaci?... Że — ziemia była pusta i próżna, a ciemność unosiła się nad przepaścią... Nic więcej.
Wyobraź sobie, Stefku, że stoisz na powierzchni owej kuli gazowej i patrzysz ku jej środkowi, odległemu od ciebie