Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/079

Ta strona została uwierzytelniona.

ich najmłodsi uczniowie już przeciwstawiają owym tradycjom nowożytne niedowiarstwo... Allan Kardec wierzył w kilka potopów, z których jeden zniszczył mamuta i mastodonta, a zostawił po sobie głazy narzutowe...
— No — wtrąciła Ada, niedbale machając ręką — właściwie, to nie był potop, ale epoka lodowcowa... Skorupa ziemska formowała się nie zapomocą gwałtownych kataklizmów, ale — stopniowego rozwoju, który dokonywał się w ciągu setek tysięcy i miljonów lat.
— Zatem nie wierzy pani nietylko Biblji, ale nawet Kardecowi?...
— Nie wierzę w kataklizmy! — odpowiedziała rozdrażniona Ada. — Nauka nie zna przyczyn, które w jednej chwili, na całej powierzchni ziemi mogłyby tak wzburzyć wodę, ażeby wdarła się na najwyższe szczyty gór...
— Nauka, proszę pani, pojmuje przyczyny, zdolne do podniesienia wody bardzo wysoko...
— Zastanów się, Ada — dorzucił Solski — że zdarzają się i dziś olbrzymie wylewy, albo zapadanie całych terytorjów skutkiem wybuchów wulkanicznych.
— To są drobne zjawiska — rzekł Dębicki. — W naturze istnieją czynniki, mogące wywołać potop, mniej więcej taki, jak opisuje Biblja...
W tej chwili w saloniku rozległ się szelest i na balkon weszła Madzia. I teraz jej łagodna twarz miała wyraz nieśmiałości czy nieufności, który od kilku dni niepokoił Solskich.
— Wracasz z sesji? — spytała Ada.
— Tak.
— Gniewają się na mnie, że nie przychodzę?
— Przeciwnie, wspominają cię z wdzięcznością.
— Cóżto jest, Madziuś?... W jaki sposób odpowiadasz?... Dlaczego nie siadasz?... — zawołała panna Solska. Zaczęła całować przyjaciółkę, posadziła ją na krześle obok brata i zajęła się przygotowaniem dla niej herbaty.