Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/083

Ta strona została uwierzytelniona.

rze nieco większe rozmiary, lecz przed wschodem słońca zniknie.
Była to prawda. Astronomowie jednak, którzy pisali ową notę, nie znając dokładnie szybkości uranolitu, nie byli w stanie obrachować, jak wielkich rozmiarów dosięgnie ów chwilowy księżyc, czyli — w jakiej odległości przesunie się obok ziemi?
Od czerwca do września nowa gwiazda przesunęła się do konstelacji Bliźniąt, wschodziła po północy i była tak dużą jak Mars. W październiku wyglądała jak Saturn, a jeszcze w listopadzie była mniej świetną, aniżeli Jowisz. Wschodziła coraz wcześniej przed północą, rosła nieprędko ale ciągle i zbliżała się do konstelacji Raka.
W tej epoce niebieski przybysz już zaczął oddziaływać na ziemię; wprawdzie nie na jej wody lub atmosferę, lecz na jej najbardziej wzniesione punkta, jakiemi są — szczyty cywilizacji.
Europejski chłop, wyrobnik, drobny mieszczanin słyszał coś o nowem zjawisku, lecz nie miał czasu zajmować się niem, pochłonięty troską o chleb, odzież i opał, czego mu ciągle brakowało. Czerwonoskórzy Amerykanie, Indusi i Chińczycy, wreszcie różne odmiany murzynów, nawet nie zwracali uwagi na drobne światełko, sądząc, że jest to jedna z planet, które przez pewien czas błyszczą na niebie, potem znikają i znowu ukazują się w innych gwiazdozbiorach.
Ale inaczej było z ucywilizowanemi a zdenerwowanemi klasami Europy. Miały one rozum, ażeby pojąć nadciągające niebezpieczeństwo; lecz nie były zdolne zapanować nad strachem, bo zabrakło im wiary. Wszyscy niby to drwili ze zbliżającego się końca świata, rozchwytywali odnośne karykatury, biegali na farsy i operetki, skomponowane na ten temat; ale myśleli i mówili — tylko o komecie, a każdy dzień powiększał ich beznadziejność. Przy migotaniu złowrogiej gwiazdy, widzieli pustkę życia i nicość swoich wierzeń.