Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/085

Ta strona została uwierzytelniona.

wiedział i wierzył, iż kiedyś musi nastąpić koniec świata; więc, gdy nadszedł termin, prostacy bali się — nie zniszczenia, ale sądu. To też między ludem panował smutek, wzrosła pobożność, prawie znikły występki. Człowiek, dbały o zbawienie duszy, nie pił i nie awanturował się; nie potrzebował też kraść, bo zamożniejsi sąsiedzi oddawali mu swój nadmiar.
Wśród powszechnego rozkołysania umysłów, tylko dwie istoty pozostały spokojne: żołnierz pod bronią i szarytka. Tamten wiedział, że każdą śmierć powinien spotkać odważnie; ta, poleciwszy ducha Bogu, nie miała czasu myśleć o sobie, zajęta łagodzeniem cudzych cierpień, których liczba zwiększała się codzień.
Dębicki odpoczął, wypił herbatę, którą podsunęła mu Ada, i mówił dalej:
— Wyobraźmy sobie na półkuli północnej kraj górzysty, wzniesiony o jakiś kilometr nad poziom, odległy o kilkaset mil od morza. Przypuśćmy, że w tem szczęśliwem miejscu chwila przejścia uranolitu czy komety przez drogę ziemi przypadałaby w nocy i pomyślmy: co widzieliby tamtejsi mieszkańcy?
Około ósmej wieczór, w połowie grudnia, razem z konstelacją Raka, ukazałby się na wchodzie jasny krąg, podobny do księżyca w pełni, tylko — większy. Oryginalny ten księżyc miałby dziwne własności.
Przedewszystkiem robiłby wrażenie, że — nie rusza się razem ze sklepem niebieskim, lecz ciągle stoi niezbyt wysoko nad wschodnim widnokręgiem, gdy poza nim przesuwają się konstelacje: Raka, potem Lwa, wreszcie Panny. Nieruchomy ten jednakże krąg wzrastałby bardzo szybko. O dziewiątej średnica jego byłaby dwa razy większą, o dziesiątej cztery razy, a o północy — osiem razy większą niż średnica księżyca w pełni. W tej ostatniej porze byłby tak ogromny, że równałby się pięćdziesięciu lub sześćdziesięciu księżycom w pełni, gdyby jednocześnie nie zachodziły w nim szybkie zmiany lu-