Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/090

Ta strona została uwierzytelniona.

mobójca Cynadrowski, wszyscy cierpiący, stroskani i opuszczeni — przedstawiali się jej niby odziani w purpurę. Zaś na Joasię i pannę Howard, które martwiły panią Latter, na pannę Eufemję, która unieszczęśliwiła Cynadrowskiego, na aptekarza i rejenta, którzy obgadywali Stellę — w oczach Madzi padał cień, więcej albo mniej czarny.
Niebo jednak, pełne głów i skrzydeł anielskich a na ziemi tłum modlący się o zbawienie, zostały na swoich miejscach. Tylko na tle złotej jasności, która oblewała ziemię, widać było tu i owdzie czerwoną plamkę cierpienia, albo czarną — krzywdy.
W owym okresie czasu, mądrość Madzi i jej dążenia streszczały się w słowach: pomagać potrzebującym, nieść pociechę strapionym. Hasło to, raz posiane w sercu, rozrastało się stopniowo, ogarniając ludzkość, cały świat żyjący i martwy.
Stosunki z Solskimi, mianowicie w początkach, wzmocniły ekstazę Madzi. Ada była dla niej tęskniącym aniołem, a pan Stefan genjuszem dobrego, który dlatego jeszcze nie uszczęśliwił wszystkich cierpiących i nie pożenił wszystkich zakochanych, że — cukrownia nie była wykończoną. Z chwilą jednak odlania pierwszej głowy cukru w jego fabryce, na ziemi powinna obeschnąć ostatnia łza.
Z biegiem czasu wiara Madzi w potęgę i poświęcenie Solskich dla ludzkości poczęła słabnąć. Ale obraz świata, odbity w jej duszy, w ogólnych zarysach pozostał ten sam: w górze chóry aniołów, na dole rozmodlony tłum; tu i owdzie cierpiący, albo mniej dobry człowiek, zesłani poto, ażeby ludzie mieli kogo pocieszać i komu przebaczać.
Ten rozwój duszy, pełnej litości i marzeń, przerwano w sposób tak brutalny, że porównaćby go można z morderstwem. Z Madzią stało się, jak z podróżnym, który, pogrążony w myślach czuje nagle cios topora, a po nim drugi. Gdy zaś potknął się, zbroczony krwią, na biedną głowę spadają mu nowe ciosy.