Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

w życiu. Pomyśl sama: czy miałoby sens małżeństwo — Solskiego z guwernantką?... Przez miodowy miesiąc byłoby im doskonale, potem — on znudziłby się nią, ona byłaby nieszczęśliwą, a na wasz dom spadłaby nowa rodzina, o której nie macie pojęcia...
— Są to, o ile wiem, uczciwi ludzie — wtrąciła Ada.
— Ależ, co to za odpowiedź... — mówiła staruszka. — Co innego uczciwi ludzie, a co innego sfera towarzyska, która nigdyby ich nie przyjęła do siebie. Tak, jak się stało, jest najlepiej i winszuję — sobie, że byłam szczerą, a tej panience, że okazała tyle ambicji... Jeżeli naturalnie, poza tem wszystkiem, nie ukrywa się coś trzeciego.
— Krzywdzi babcia podejrzeniami niewinną dziewczynę — zaprotestowała Ada.
— Wcale nie, moje dziecko. Ale jestem już tak stara, że nie ufam ludziom, których nie znam od dzieciństwa. Wy zaś na przyszłość będziecie mieli naukę, że nie należy szukać nawet znajomości nie we właściwej sferze.
I tak dalej prawiła staruszka, ale Ada nie słuchała. Z goryczą myślała, że jej brat zabił Cezara, a później... o tym człowieku, dla miłości którego Madzia wyrzekła się małżeństwa z Solskim!...
„Jak ona go musi kochać...“ powtarzała w duchu.